Gazeta Manifowa 2021

Udostępniamy Gazetę Manifową do przeczytania online.
Pobierz plik pełny plik PDF Gazety lub z podstrony Materiały do pobrania.
Poniżej publikujemy naszego tegorocznego Wstępniaka

Wstęp

Cudze gra­nice. Cudze „to nie­moż­liwe”. Cudze „za wcze­śnie na to”. Cudze „to zbyt rady­kalne”. Cudze „ale jak Ty to sobie wła­ści­wie w prak­tyce wyobra­żasz”. Cudze „spo­łe­czeń­stwo tego nie kupi”. Cudze „tak tylko odstra­szy się zwy­kłe kobiety”. Cudze „oczy­wi­ście, jestem za pra­wami dla osób trans, no ale… Cudze „ale…”. Cudze „nie”.
Cudzym myślom i cudzym oczom chcemy przeciwsta­wiać bezgra­niczność sio­strzeń­stwa i fan­ta­zji, która nie zatrzy­muje się przed niczym. Pod­czas dys­ku­sji o temacie tego­rocz­nej Manify, wyszło nam, że wła­ści­wie każdy aspekt życia ma gra­nice. Gra­nice, które chcemy sta­wiać, ale rów­nież te, które chcemy prze­kra­czać lub cał­ko­wi­cie znieść. Zaczy­na­jąc od gra­nicy języka, od two­rze­nia nowych słów, włą­cza­ją­cych osoby trans czy nie­bi­narne, czy stosowanie żeń­skich form tam, gdzie utarło się, że męska to domyślna. Przez gra­nice cie­le­sno­ści, kiedy same_i chcemy decy­do­wać o swo­ich cia­łach, sek­su­al­no­ści i toż­sa­mo­ści płcio­wej, swoim roz­mia­rze, dłu­go­ści wło­sów czy stylu ubie­ra­nia się, ale też o moż­li­wo­ści bez­wstyd­nego powie­dze­nia nie, kiedy ktoś prze­mocą tę gra­nicę prze­kra­cza; gra­nice absurdu w dzia­ła­niach pań­stwa, które rzuca kłody pod nogi oso­bom z nie­peł­no­spraw­no­ściami, star­szym, dotkniętym bez­dom­nością czy samo­dziel­nym mamom; absurdu w dzia­ła­niach kościoła, prze­siąk­nię­tych kse­no­fo­bią i nie­na­wi­ścią do wszyst­kich, którzy nie wpi­sują się w wizję „praw­dzi­wych pola­ków” czy też absurdu w dzia­ła­niach kapi­tału, gdzie bogaci mono­po­li­zują sfery zależne od tego, ile kto ma pie­nię­dzy, które pro­wa­dzą do gra­nic wytrzy­ma­ło­ści finan­so­wej, szcze­gól­nie teraz, w pan­de­mii, która dla wielu z nas jest klatką, kiedy ogromna liczba osób została bez pracy, bez per­spek­tyw, przez co tracą dach nad głową, zdro­wie, a nawet życie; które pro­wa­dzą do gra­nic kla­sowych, nie­ro­ze­rwal­nie związanych z kapi­ta­li­zmem i bezgra­nicznym wyzy­skiem – ludzi, Ziemi, zwie­rząt. Po gra­nice pań­stwowe, które są pod­sta­wową formą prze­mocy i wyzysku i powo­dują, że przy­pa­dek miej­sca uro­dze­nia spra­wia, że pozo­stałe gra­nice lub ich brak, mają ogromny wpływ na codzien­nie życie, kiedy ludzie u tak zwa­nej wła­dzy decy­dują czy ktoś jest „legalny” lub „nie­le­galny”.
Mamy rów­nież wła­sne gra­nice, wła­sne klatki i wię­zie­nia, a oto kilka z nich:

Anto­nina: Uro­dzi­łam się w klatce, choć począt­kowo o tym nie wie­działam. Nau­czyli mnie, że tak po pro­stu jest, a chcieć cze­goś wię­cej mi nie wypada. Gdy­bym uro­dziła się kimś innym, to wtedy pro­szę bar­dzo. Wolno by mi było marzyć o wiel­kich spra­wach: o zosta­niu fizy­kiem jądro­wym albo zna­nym reży­se­rem. I było mi tylko tro­chę smutno, kiedy w szkole nauczy­ciel powie­dział, że mądre kobiety nie idą do poli­tyki, bo w głębi duszy bar­dzo chcia­łam zostać wybrana na posłankę. Ale to nic, pomy­śla­łam. Do pew­nych rze­czy po pro­stu się nie nadaję.
Nie zli­czę, ile razy w swoim życiu pomy­śla­łam wła­śnie tak: że się do cze­goś nie nadaję. Od kiedy pamię­tam, moje, Ja, moje ciało i uczu­cia nie były do końca moje. Zaw­sze ist­niały ogra­ni­cze­nia, zawsze sta­wiano mi jakieś gra­nice i był ktoś, kto czuj­nie mnie obser­wo­wał, pil­nu­jąc, bym nie posta­wiła choćby tylko jed­nego kroku za daleko. Mówiono mi jak mam się ubie­rać, zacho­wy­wać, co wolno mi robić i czuć, a czego nie, czym powin­nam się inte­re­so­wać, a co zare­zer­wo­wane jest dla kogoś innego. Czego powin­nam chcieć od życia, a czego chcieć mi nie wolno. Kogo wolno mi kochać. Że muszę być miła.
To doświad­cze­nie życia nie swoim życiem, bycia – w pew­nym sen­sie – zakład­ni­kiem spo­łe­czeń­stwa, w któ­rym ist­niejemy, łączy wiele z nas. Dostrze­że­nie, jak gęsto opla­tają nas pręty naszych kla­tek, przy­nosi pew­nego rodzaju ulgę. Już wiemy, że to wszystko, czego doświad­cza­ły­śmy i wciąż doświad­czamy, wcale nie jest osta­teczne i nie­unik­nione. Zau­wa­żamy mno­gość wybo­rów i wszyst­kie ścieżki, któ­rymi możemy podą­żyć. Wiemy, że naszą siłę sta­nowi to, co do tej pory uwa­ża­ły­śmy za swoje sła­bo­ści. Łapiemy za pręty – oka­zuje się, że nie są nie­znisz­czalne. Wycią­gamy przed sie­bie dłoń. Ktoś ją łapie. Nie jeste­śmy same.

Ania: Ruch femi­ni­styczny jest dla mnie prze­strze­nią, w któ­rej i dzięki któ­rej mogę bezgra­nicznie marzyć: o świe­cie bez hie­rar­chii, wyzy­sku, nędzy, rasi­zmu, sek­si­zmu, homo­fo­bii i trans­fo­bii. Bez Pana Kapi­tału i bez jego wspar­cia w postaci poli­cyj­nej pałki. Bez gra­nic, tych ryso­wa­nych na mapach i tych, które wkłada się do naszych głów. W tym świe­cie zara­zem „nie” zna­czy „nie”, a każde „nie” i każde „tak” wybrzmiewa, bo nie ma już gło­sów uci­sza­nych i nie­wy­słu­cha­nych. I mogę tak marzyć, nie tylko dla­tego, że o taki wła­śnie świat zabiega femi­nizm, z któ­rym się iden­ty­fi­kuję. Także dla­tego, że dzięki Sio­strom, femi­nist­kom wszyst­kich płci, ten świat już ist­nieje, tu i teraz. Może nie widzisz tego na co dzień, ale Sio­stry two­rzą go, budują, zacho­wują tak długo, jak się da. W naszych kolek­ty­wach, w naszych przy­jaź­niach, w naszych miło­ściach, pomocy wza­jem­nej, w naszych kłót­niach, w naszych książ­kach, pio­sen­kach, w naszej pracy co jakiś czas, wcale nie tak rzadko, na krót­szą lub dłuż­szą chwilę, powstaje i ist­nieje świat z naszych bezgra­nicznych fan­ta­zji. Można go doświad­czyć. Można go współ­two­rzyć.
Można puścić wodzę fan­ta­zji. Być realistką, zażą­dać nie­moż­li­wego.

Nata­lia: Czym dla mnie są gra­nice? Rozu­miem je wieloznacz­nie. Gra­nic czę­sto nie widać. Na przy­kład gra­nice państw na mapie, które unie­moż­li­wiają swo­bodne prze­miesz­cza­nie. Gra­nice te, czę­sto nie­wi­doczne w tere­nie, bywają dla niektó­rych nie do sfor­so­wa­nia i sta­no­wią nie­wi­doczną, choć bar­dzo odczu­walną gra­nicę. Gra­nice moje, mojego ciała i mojej wytrzy­ma­ło­ści rów­nież są nie­wi­doczne. I czę­sto są for­so­wane jeżeli nie przez pań­stwo, to przez różne osoby, w tym te, które nie­dawno jesz­cze pew­nie nazwa­ła­bym bli­skimi.

Aśka: Kiedy byłam dziew­czynką, nie mia­łam świa­do­mo­ści, że żyję w klatce. Czu­łam się wolna. Kiedy zaczę­łam dora­stać, powoli poja­wiły się kolejne ogra­ni­cze­nia. Bar­dzo szybko dowie­działam się gdzie są gra­nice, ocze­ki­wa­nia. Co mogę, czego nie mogę. Jakie zacho­wa­nia są odpo­wied­nie, a jakie nie. Temu wszyst­kiemu towa­rzy­szyło poczu­cie wstydu. Potem, poja­wiła się prze­moc. Naj­więk­sza z kla­tek jakiej doświad­czy­łam. Klatka bez wytry­chów, bez powie­trza, szczel­nie zamknięta. Klatka bez wyj­ścia. Klatka ze szkła. Wol­ność była nie­osią­galna, a strach przed oprawcą, któ­rego widzia­łam codzien­nie w domu ogromny. Każdy dzień przy­po­mi­nał mi o tym jaka jestem słaba. Nie mogłam sobie wyba­czyć, że nie potra­fię zna­leźć wyj­ścia z tej sytu­acji. Miesz­ka­łam w małej miej­sco­wo­ści, gdzie wszy­scy się znali. Było mi wstyd, że doświad­czam prze­mocy i czu­łam się winna z tego powodu. Wie­dzia­łam, że wszy­scy wie­dzą, widzą i oce­niają. Oce­niają mnie, nie oprawcę. Tuszo­wa­łam siniaki, robi­łam to, co do mnie należy. Szłam dalej. Codzien­nie. Była nie­bie­ska linia. Nie pamię­tam już ile razy byli u nas w domu, ile rapor­tów spi­sali. Na koniec i tak, zwy­czaj­nie wycho­dzili, życząc „dobrego wie­czoru”. Zaw­sze wycho­dzili. Zosta­wia­jąc mnie, bez wyj­ścia.
Mam wra­że­nie, że femi­nizm i sio­strzeń­stwo ura­to­wały mi wtedy życie. Poszłam na WenDo. Zbu­do­wa­łam wokół sie­bie prze­strzeń, w jakiej powoli zaczy­na­łam czuć się pew­nie.
Nie czu­łam już, że jestem sama. Pew­nego dnia, takiego jak każdy, kiedy po raz kolejny rzu­cił się na mnie, nie czu­łam już stra­chu ani wstydu. Klatka zaczęła pękać, a ja już nie chcia­łam się bać. Czu­łam siłę. Powie­działam: „to jest ostatni raz”. Wie­dzia­łam, że to ja jestem ważna, a moje życie jest znacz­nie istot­niej­sze, niż to co pomy­ślą o mnie inni. Cho­ciaż wspo­mniana sytu­acja trwała kilka lat. Tam­tego dnia prze­moc się skoń­czyła. Skoń­czyła się, bo ja tak posta­no­wi­łam. Podję­łam decy­zję, że nikt mnie już ni­gdy nie ude­rzy, ani nie włoży w żadną z kla­tek.
Femi­nizm to siła, by roz­wa­lać klatki. Kie­dyś mia­łam wra­że­nie, że żyję w jed­nej z nich zupeł­nie sama, że ni­gdy się nie wydo­stanę i to jest moja wina. Chcę, żebyś wie­działa, że bez względu na to, w jakiej klatce wylą­do­wa­łaś, nie jesteś winna, nie jesteś sama i nie jesteś słaba. Nie musisz być zawsze silna. W tych klat­kach, mimo że osobno, żyją nas miliony. Cokol­wiek posta­no­wisz, to będzie Twoja decy­zja, Twój głos, który ma zna­cze­nie. Naj­waż­niej­sze, żebyś wie­działa, że nie jesteś sama i ni­gdy nie będziesz.

Karo­lina: Gdzie jest gra­nica wyzy­sku? Sys­tem kapi­ta­li­styczny opiera się na wyzy­sku tych, postrze­ga­nych za mniej war­to­ścio­wych, na wyzy­sku ludzi, Ziemi i zwie­rząt. Ta pla­neta to jedyna, jaką mamy, a jed­nak robimy wszystko, żeby ją znisz­czyć, prze­kra­czamy gra­nice jej wytrzy­ma­ło­ści. Zmiany kli­ma­tyczne mają duży wpływ na nasze życie. Glo­balne ocie­ple­nie nie ozna­cza, że nagle zimą prze­sta­nie padać śnieg, wręcz prze­ciw­nie – w niektó­rych regio­nach tem­pe­ra­tury zimą są tak eks­tre­mal­ne, że wkrótce ludzie nie będą w sta­nie tam żyć. To samo dzieje się w cie­płych strefach, gdzie tem­pe­ra­tury się podnoszą, powo­dują m.in. susze i migra­cję ludzi z braku moż­li­wo­ści wyży­wie­nia się. A jed­nak czy każ­da_y czło­wiek jest win­na_y? Pró­buje się nam wmó­wić, że to przede wszyst­kim nasza wina, a w rze­czy­wi­sto­ści za obecne zmiany kli­ma­tyczne odpo­wie­dzialne są głów­nie wiel­kie kor­po­ra­cje i posłuszni im poli­tycy, któ­rzy kosz­tem zysków prze­kra­czają gra­nice wyko­rzy­sty­wa­nia ziemi, wody czy zwie­rząt. Jedną z głów­nych przy­czyn zmian kli­ma­tycz­nych jest prze­my­słowa hodowla zwie­rząt. Obecne uprawy są w sta­nie wyży­wić całą ludzką popu­la­cję, a jed­nak są miej­sca, gdzie panuje głód. Dla­czego? Bo 3/4 tych upraw jest przeznaczanych na paszę dla zwie­rząt w prze­my­sło­wych hodow­lach, które pro­du­kują gazy cie­plar­niane, zuży­wają wodę pitną i wyko­rzy­stują tereny, niszcząc sie­dli­ska dzi­kich zwie­rząt. Jednak naszymi codziennymi wyborami możemy wymu­sić na kor­po­ra­cjach i wiel­kich prze­my­słach nie­prze­kra­cza­nie gra­nicy, zza któ­rej powrotu już nie ma.

Dla­czego oburzamy się na polo­wa­nie na zagro­żone gatunki czy pseu­do­ho­dowle psów i kotów, pro­te­stu­jemy, a nie zauwa­żamy, ile milio­nów zwie­rząt jest codzien­nie okrutnie zabi­ja­nych ze względu na nasze upodo­ba­nia kuli­narne? Zwie­rząt, które tak jak pies czy kot czują ból i chcą żyć bez cier­pie­nia. Gdzie jest granica między cierpieniem a przyjemnością? Nie każdy musi od razu przestać jeść zwie­rzęta, ale ogra­ni­cze­nie ich spo­ży­wa­nia nie tylko zmniej­sza ich cier­pie­nie, ale rów­nież poka­zuje wiel­kim kor­po­ra­cjom, że nie chcemy grać na ich zasa­dach, nie chcemy prze­kro­czyć gra­nicy, zza któ­rej nie będzie już powrotu, za którą cze­kają nas jedy­nie ból, głód i wojny.

Poro­zu­mie­nie Kobiet 8 Marca

Hasło tego­rocz­nej Manify to cytat z: Vir­ginia Woolf, Nawie­dzony dom. Opo­wia­da­nia zebrane, tłum. Mag­da­lena Hey­del.