Gazeta Manifowa 2022

Udostępniamy Gazetę Manifową 2022 do przeczytania online.
Pobierz plik PDF Gazety. Poniżej publikujemy naszego tegorocznego Wstępniaka

Wstęp

Kiedy planowałyśmy tegoroczną Manifę, kiedy zaczynałyśmy przygotowywać Gazetkę, jeszcze nie było wojny. A konkretnie: jeszcze nie było ataku na Ukrainę, otwartego starcia bezpośrednio za granicą Polski. 

Bo przecież przez cały czas, odkąd sięgamy pamięcią, gdzieś trwały jakieś wojny. Przeciwko niektórym z nich protestowałyśmy na ulicach. O innych w naszej części świata mało kto wiedziała, a media milczały. Syria, Afganistan, Libia, Jemen to tylko niektóre ze współczesnych pól walki, tylko niektóre terytoria, z których ludzie uciekają przed wojną, tylko niektóre obszary, na których z powodu konfliktów zbrojnych, trwających lub niedawno zakończonych, nie daje się żyć.

Kiedy planowałyśmy tegoroczną Manifę, na granicy polsko-białoruskiej, w zimnym lesie, na bagnach, przerzucani przez zasieki z drutu żyletkowego, wciąż znajdowali się ludzie, którym państwo polskie odmówiło najbardziej elementarnej pomocy należnej osobom uchodźczym, łamiąc przy tym prawo. Nie, żebyśmy były wielkimi wielbicielkami praworządności, ale podrugowojnenna Konwencja Genewska zrodziła się jednak z marzenia o lepszym świecie, o świecie, w który hasło „nigdy więcej” zostanie potraktowane poważnie – i jest tego marzenia pamiatką. Te osoby wciąż tam są, wciąż w takich samych tragicznych warunkach. Stan wyjątkowy na granicy z Białorusią został właśnie niedawno przedłużony.

Dlatego, kiedy planowałyśmy tegoroczną Manifę, dwa tematy wydawały się nam oczywiste i zarazem doskonale się ze sobą łączące: temat granicy (który zresztą podejmujemy nie pierwszy raz, który podejmują w tym roku różne Manify w Polsce) i temat rasizmu. 

Wspólnota, nie rasizm, aborcja, nie klasizm – takie podhasła ma tegoroczna warszawska Manifa. Rasistowskim przekonaniom, rasistowskim lękom przeciwstawiamy przekonanie, że nasze siostry (dowolnej płci), są wszędzie i że ich doświadczenia, ich wiedza, ich wizje świata są dla nas ważne, interesujące, pomogą nam wspólnie budować lepszy świat.

Wspólnota nie znaczy, że mamy sprowadzać nasze różnorodne doświadczenia do najmniejszego wspólnego mianownika. Odwrotnie: do wspólnoty wnosimy to, co nas od siebie różni, gotowe słuchać siebie nawzajem, dawać sobie nawzajem przestrzeń. „Aborcja nie klasizm” to przypomnienie kilku podstawowych prawd, których broni feminizm. Patriarchalno-kapitalistyczna przemoc działa bezpośrednio w ciałach. W przypadku odmowy aborcji: w tych ciałach, które mogą zachodzić w ciążę. Do ciąży potrzebna jest, między innymi, macica, organ, który ma część kobiet i niektórzy mężczyźni, osoby trans czy niebinarne i w tym sensie problem aborcji nie dotyczy wszystkich nie dotyczy nawet wszystkich cis-kobiet. Natomiast do zrozumienia, że zakaz aborcji to przemoc, wstarczy mózg i dlatego jest to nasza wspólna sprawa, niezależnie od tego, co mamy w brzuchu i między nogami. Również mózg podpowiada, że aborcja – podobnie zresztą jak kwestia praw osób trans, jak praca seksualna, jak prawa osób LGBTQA+, jak kolor skóry inny niż biały – ma ścisłe przełożenie na kwestie klasowe. Nie tylko dlatego, że kobiety zamożniejsze mają łatwiejszy dostęp do aborcji, ale przede wszystkim dlatego, że, jak pisze Cinzia Aruzza, „Jeśli uznamy klasę za czynnik polityczny zrodzony w walce, powinnyśmy również uznać płeć, rasę i seksualność za strukturalne czynniki pośredniczące w tym, w jaki sposób ludzie doświadczają przynależności do klasy, swojej relacji ze światem i warunków swojej egzystencji”[1].

Wydarzenia ostatnich lat dobitnie przypominają, że mamy w polsce problem nie tylko z seksizmem, klasizmem, homofobią i jeszcze paroma innymi składnikami partiarchalno-kapitalistycznego światopoglądu, ale przypominają także, w tym kraju rasizm istnieje, ma się znakomicie, a jednocześnie bywa głęboko uwewnętrzniony, zracjonalizowany i pod tymi racjonalizacjami ukryty. Chętnie mówimy o „różnicach kulturowych”, mniej chętnie zastanawiamy się nad tym, że po pierwsze, nie za wiele wiemy o tak zwanych „innych kulturach” (polskocentryczna i eurocentryczna edukacja nie ułatwia), a po drugie nad tym, dlaczego argument o kulturze z łatwością stosujemy wobec osób o śniadej lub ciemnej skórze, a rzadziej rozważamy w tych kategoriach relacje Polaków ze (stereotypowymi) Brytyjczykami, Francuzami czy Niemcami. Za mało też rozmawiamy o tym, że przecież żadna ludzka istota dowolnej płci, nie jest nigdy do końca i bez reszty swoją kulturą. Że żadna „kultura” nie jest monolitem. Że owo pół-świadome przeświadczenie, że patrząc na kobietę o ciemnych oczach i włosach, w chuście, potrafimy, niczym Sherlock Holmes, z tych ciemnych włosów i chusty wydedukować, kim jest i jak postrzega świat, jest nie tylko po prostu złudzeniem – jest złudzeniem podszytym rasizmem.

Żadna z nas, żaden z was nie jest winien temu, że jesteśmy wychowane w kulturze, która jest głęboko rasistowska – począwszy od nieprzepracowanej historii Zagłady, poprzez lektury szkolne, media, które lubią postraszyć „obcymi” i pobredzić o „obronie granic”, dyskusje nad językiem i opór, jaki budzą sytuacje, gdy ktoś nie chce, by używać wobec niej lub niego konkretnych określeń, a kończąc choćby na tym, o czym w tej gazetce pisze Lan – chłonęłyśmy i chłonęliśmy ten rasizm jak gąbki. Ale żadna kultura nie jest monolitem i żadna z nas nie jest do końca własną kulturą. Jeśli „nasza” kultura uczy rasizmu, seksizmu, klasizmu, wpaja nam heteronormę, binaryzm płciowy, kult heroizmu i jeszcze parę innych rzeczy – jest w naszej mocy i jest naszą odpowiedzialnością, żeby się tego od-uczyć.

Feminizm jest ruchem przekraczającym granice, także granice „kultur”, a zarazem szanującym i uwzględniającym to, że różne osoby wnoszą do niego doświadczenia różnych opresji i różnych źródeł siły, niekiedy związanych przede wszystkim z płcią, niekiedy z innymi wymiarami naszej tożsamości – piszą o tym w naszej Gazetce działaczki ruchu Black is Polish. Feminizm oznacza, że nie wyrzekamy się marzeń. Wierzymy w świat bez patriarchalno-kapitalistycznego kombo. Bez rasizmu, seksizmu, homofobii, transfobii, bez najróżniejszych form bezpośredniej i pośredniej przemocy. A także w świat bez wojen.

„Nasza kultura”, wybitnie niefeministyczna, niesie w sobie najróżniejsze skrypty, które błyskawicznie uruchamiają się w czasie takiego kryzysu, jak obecny. Jest bliski nam skrypt pomocy i solidarności. I jest skrypt ekscytacji – chociaż to złe słowo – wojną, heroizmem, walką. Feminizm przeciwstawia wszelkim prowojennym skryptom swoje własne: wezwanie do powszechnego siostrzeństwa. Gotowość do wejrzenia we własne ciała, tak wspaniale róznorodne, osadzenia się w nich, wczucia się w nie i do empatii z innymi ciałami, tak wspaniale różnorodnymi, ciepłymi, pełnymi emocji. Gotowość do tego, żeby być ze sobą i z innymi, okazywać troskę i przyjaźń, gotowość do pomagania, ale też do protestowania. Do przypominania, że solidarność i chęć niesienia pomocy nie mogą być tylko chwilowym odruchem serca. Musi stać za nimi nie tylko całościowa rewizja otaczającej rzeczywistości, co wizja innego świata, który zbudujemy wspólnie z tymi, którym dziś chcemy pomagać, wspólnie z wieloma innymi, które, którzy, podzielają nasze marzenia. Inaczej nasza pomoc będzie tylko doraźna, a choć doraźna pomoc jest ważna, żeby ludzkość przetrwała, żeby hasło „nigdy więcej” mogło się zrealizować – potrzebujemy wyobraźni i pomocy wzajemnej na skalę globalną.  

Jedna z rosyjskich grup feministycznych opublikowała kilka dni temu zdjęcie, będące antywojennym protestem. Kobiety z zasłoniętymi twarzami trzymają zakrwawione tobołki, przypominające zawiniątka z niemowlętami, z podpisem „rodzimy mięso”. Żaden człowiek, dowolnej płci, nie jest swoją kulturą. Każdy, każda, każde z nas, w każdej kulturze, w dowolnym kolorze, w dowolnym miejscu na świecie, jest żywym, czującym, myślącym mięsem. Spróbujmy nie pozwolić, żeby światem zawładnęły siły, dla których jesteśmy mięsem na rzeź.  

1. https://krytykapolityczna.pl/swiat/ruch-feministyczny-w-pandemicznym-swiecie-ku-nowej-polityce-klasowej/